poniedziałek, 9 listopada 2015

Black and White

Daleko mi do liberalnych poglądów, ale mieszkam w Ameryce. Wybór  Baracka Obamy na prezydenta zamknął niechlubny rozdział segregacji rasowej w USA, ale tylko na gruncie polityki i w życiu publicznym. Początek tego tekstu może wydawać się nie poprawny politycznie, ale mówię jak jest.



USA to ponoć jeden z najbardziej tolerancyjnych krajów na świecie, ponoć...
Nowy Jork- tygiel kultur, więcej tu mniejszości narodowych, aniżeli rodzimych amerykanów. Ale, to co obserwuję, jest zadziwiające, wróć- raczej przerażające. Wydawałoby się, że czasy segregacji rasowej minęły, jeśli tak myślisz, jesteś w błędzie. Ameryka podzielona jest na białych i czarnych, współistnieją oni, ale nie ma mowy o symbiozie, a kolor skóry świadczy tutaj (prawie zawsze) o statusie społecznym.

Kierowcą autobusu jest czarny, ulice sprzątają czarni, w sklepach pracują murzyni, na stacji metra
i w kiosku, -afroamerykanie i nie przesadzam.
Nawet w nowojorskim metrze znakomitą większość stanowi populacja czarnoskórych. 
Korzystając z transportu publicznego czuję się mniejszością.
W okolicy w której mieszkam- sami biali, kilka mil dalej blokowisko dla biedniejszej klasy murzynów.
W szkole do której chodzą "moje" dzieciaki,  jeden czarny chłopiec. Na przeciwko jest szkoła dla murzynów. Znajomi ostrzegają mnie bym nie wracała sama w nocy, bo czarni...
Ot, tolerancyjna Ameryka.

Nie ma co się wzruszać, ta sytuacja nie bierze się z powietrza. Segregację tą prowokuje zachowanie czarnoskórych, którzy każde swoje występki bronią argumentem - "Because I'm Black?" (Ponieważ jestem czarny) Idziesz do restauracji, kina, czy na pocztę i jeśli jest awantura, to najprawdopodobniej sprowokował ją czarnoskóry.

Podaje przykład. Sobota wieczór, siedzę w restauracji, mnóstwo ludzi, kelnerzy się nie wyrabiają. Normalne, sama pracowałam jako kelnerka, wiem jak jest. Trzeba być wyrozumiałym. Czarni, nie są. Oburzeni, że czekają za długo na jedzenie zwracają kelnerowi uwagę. Jakoby powodem, że tak długo czekają, jest ich kolor skóry. Zarzucają kelnerowi, że to rasizm. Po czym w ramach przeprosin, bo kto chce mieć kłopoty? Jedzą za darmo.
Biali amerykanie i inne mniejszości mieszkające w Ameryce, boją się wchodzić z czarnoskórymi w konflikt. Obawiają się kontaktu z murzynami, ponieważ każdy problem rozwiązywany jest argumentem- Ty mnie tak traktujesz, bo jestem czarny! Są aroganccy i butni, a argumentem na wszystko jest oskarżenie o rasizm. Nie chcę uogólniać, bo są wśród nich też dobrzy i kulturalni ludzie, jednak takie jest zachowanie znakomitej większości.

I to zachowanie większości powoduje, że osądzamy całą populację czarnoskórych i izolujemy ich, by czuć się bardziej komfortowo.

Nie chcę być hipokrytą, sama nie jestem mistrzem tolerancji. Mówię i myślę, że wszyscy są równi, ale gdzieś z tyłu głowy mam pewne "ale" do niektórych nacji. Nie jest to jakieś widzi mi się, ale pogląd wynikający      
z doświadczeń i obserwacji. Mam na myśli hindusów. Pracowałam dla nich w Londynie, zaobserwowałam, że nie traktują ludzi fair.
Segregują, tworzą kasty, tak jak jest to u nich w kraju. Przyjeżdżając do 6 gwiazdkowego hotelu, karzą wynosić łóżka z pokoi w których będzie spała służba. Bo służba, nie może spać na łóżku. Ludzi, którzy świadczą dla nich usługi traktują jak śmieci. Wiem co mówię i nie przesadzam. Nie wzruszają ich popękane do krwi ręce, coś ma być zrobione i tyle.
Spotkałam w Londynie wielu obywateli Indii, po czym wyrobiłam sobie właśnie takie zdanie. A dzisiaj powtórzę to o czym pisałam wcześniej, nic nie dzieje się przez przypadek, a ludzie których spotykamy na swojej drodze zawsze wnoszą coś do naszego życia.

Od tygodnia rozmyślałam o stworzeniu tego tekstu, tekstu o rasiźmie i tolerancji i nagle spotykam człowieka który uświadamia mi, że nie można mierzyć wszystkich jedną miarą. Wysoki i przystojny. Świetnie nam się rozmawia i nagle pada pytanie wyrocznia. Skąd jesteś. Po czym następuje odpowiedź wyrocznia: Indie. Uczciłam to minutą ciszy. Nie zapaliła mi się czerwona lampka, miałam w głowie dyskotekę świateł. To nie możliwe, właśnie ktoś zburzył moją życiową filozofię na temat okrutnych hindusów. I uświadomiłam sobie, że mam ze sobą problem, nie z nimi, ze sobą. Bo, kiedy  dowiedziałam się, że jest z Indii rozmowa nie była już taka jak wcześniej. 

Przemyślałam to. Jeśli na 10000 hindusów, czy czarnych jeden jest w porządku, to dla mnie jest to powód, żeby każdego oceniać osobno i nie generalizować. Przynajmniej starać się, nie generalizować i nie wrzucać wszystkich do jednego worka.  Każdy spotkany na naszej drodze człowiek, czegoś nas uczy.









2 komentarze:

  1. Zdrowe podejście i wydaje się w miarę obiektywne ale dogłębną analizę zostawiam mądrzejszym ode mnie np. po socjologii :):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając ten tekst skojarzył mi się pewien filmik https://www.youtube.com/watch?v=-5CGXD2vkaQ
    Ale fakt każdego trzeba oceniać osobno.

    OdpowiedzUsuń